Historia komputerów zaczyna się od lat 40. XX wieku . Choć dzisiaj komputery kojarzą nam się często z rozrywką, powstanie pierwszych komputerów realizowane było na potrzeby przemysłu, handlu lub wojska. Historia komputera zaczyna się od prac amerykańskiego zespołu z uniwersytetu w Pensylwanii, który stworzył ogromny, historyczny
Jednak my wiemy, że jest wielu z was, którzy tęsknią za latami 70., 80. i 90., więc przygotowaliśmy tę listę zabawek, którymi prawdopodobnie bawiłeś się w ubiegłej dekadzie. Należy pamiętać, że niektóre z tych zabawek są jeszcze starsze, ale nadal były bardzo popularne w latach 70., 80. i 90. Dorastanie z nimi było
Zobacz to jeszcze raz, czyli stare kreskówki, które kochaliśmy. O ile w latach 70. i 80. dominowały polskie bajki (wyłączając „Pszczółkę Maję”, która była produkcji japońskiej), w latach 90. do Polski wkroczyły kreskówki zagraniczne. Na początku dziesięciolecia pod tym względem niepodzielnie rządził kanał Polonia 1 ze
Druga srebrna moneta kolekcjonerska z tampodrukiem z wizerunkiem Wilka i Zająca z nadzwyczajnej serii „ Ulubieni Bohaterowie Bajek”. Niezwykle realistyczny wizerunek Wilka i Zająca - bohaterów kultowej bajki z lat 70-tych i 80-tych dawnego bloku wschodniego. Awers z charakterystyczną taśmą filmową wspólny dla całej serii.
. 6 grudnia podczas bloku imprez a dokładnie podczas Koncertu Laureatów II Konkursu Muzycznego dla Młodych Talentów, zorganizowany został mini-quiz na znajomość melodii najpopularniejszych polskich bajek animowanych z lat 70-tych i 80-tych. Bajki takie, jak Bolek i Lolek, Reksio czy Miś Uszatek pamiętamy zapewne wszyscy – i ci starsi i ci młodsi. A jak ze znajomością równie ciekawych serii animacji, które z jakichs powodów nie weszły do "Panteonu" polskich bajek, jak np. Gucio i Cezar czy Zaczarowany ołówek? O to właśnie zapytaliśmy zebranych w klubie Ancien Cinema dzieci i ich rodziców. Konkurs miał charakter rodzinny – dziecku mogli podpowiadać rodzice, szczególnie, że przecież chodziło tu o bajki z czasów ich dzieciństwa. Konkurs polegał na odsłuchaniu 7 motywów przewodnich z 7 różnych bajek polskich i udzieleniu na kartkach odpowiedzi w postaci listy tytułów tych bajek w kolejności w jakiej zostały one zagrane. Melodie wykonane zostały przez duet – skrzypce i fortepian i, by ułatwić zadanie biorącym udział w quizie, wykonanie to ograniczało się wyłącznie do najbardziej charakterystycznej melodii dla każdej z bajek. Wygraną w konkursie było 5 rodzinnych biletów na przyszłoroczne przedstawienie teatralne dla dzieci organizowane w listopadzie 2015 r. Konkurs cieszył się dość dużym powodzeniem – otrzymaliśmy 25 kart z odpowiedziami; jako że konkurs był rozegrany w rodzinnych teamach, można powiedzieć że około 1/3 wszystkich rodzin zgromadzonych na imprezie wzięła udział w quizie. Generalnie wyniki bardzo nas ucieszyły, bo okazuje się, że jeśli chodzi o te najsłynniejsze polskie bajki z lat 70-tych i 80-tych, zdecydowana większość rodzin doskonale pamięta nie tylko ich tytuły, ale też potrafi skojarzyć pochodzącą z tych bajek muzykę. Oprócz 2, może 3 osób nikt nie miał problemu z prawidłowym zidentyfikowaniem muzyki z
Pamiętam jak tata wyświetlał nam w dzieciństwie bajki na rzutniku. Magiczny diaskop, który trochę się nagrzewał bo chcieliśmy zawsze dłuuugo przeglądać kolejne klisze z ciekawymi opowieściami. Dzisiejsze pokolenie nie zrozumie już tych emocji, jakie towarzyszyły takim seansom. Odkopałam jednak u rodziców bajki na kliszach. Sporo przetrwało przez te lata, ale jakąś część mama musiała chyba wyrzucić podczas remontu albo komuś oddała. Szkoda. Niemniej jednak, kierowani zdecydowanie sentymentem, postanowiliśmy z mężem zapoznać nasze córki z PRL-owską “Anią” i jej magią “bajania na ścianach”. Rzutnik ANIA Choć to takie “zamierzchłe” i niemodne to jednak dzieciom się bardzo spodobało. Czas szybko leci, pamiętam swoje dzieciństwo jakby to było wczoraj, a dziś to ja jestem rodzicem i moje dzieci rosną jak na drożdżach. To wyjątkowy czas, a tak ważny i tak szybko mija. Warto się starać, aby nasze dzieci miały dobre wspomnienia z dzieciństwa, tak jak my. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno nie było telefonów komórkowych czy ogólnodostępnego Internetu. Jako pokolenie lat 80-tych mogę stwierdzić, że w ciekawych czasach przyszło nam dorastać bo postęp technologiczny jest kolosalny. A oto diaskop “Ania” i moje stare pudło z bajkami, a właściwie ocalona pozostałość, bo było tego dużo więcej. Pamiętacie bajki z rzutnika? Które wspominacie z największym sentymentem? Rzutnik i bajki można obecnie kupić na aukcjach internetowych, na giełdach staroci czy w sklepach z używanymi rzeczami. Te diaskopy nie należą jednak do tanich, sprzedawcy żerują na “sentymencie” kupujących i podbijają cenę, czasami do absurdalnych kwot. Koszt diaskopu waha się obecnie w granicach od 100 zł wzwyż, koszt kliszy z bajkami od 10 zł wzwyż (styczeń 2019). Jeżeli czytacie ten wpis i Wam również miło kojarzy się “bajanie na ścianie” to zapytajcie rodziców, dziadków może mają jeszcze gdzieś w domu ten PRL-owski sprzęt. Odpalić go znowu po latach, dla swoich dzieci – bezcenne wrażenia, jak podróż wehikułem czasu. Tym bardziej, że te bajki z klisz są naprawdę bardzo mądre, ładnie zilustrowane, bez przemocy. Rozkładając wieczorem rzutnik, w domu tworzy się atmosfera jak w starym kinie. Bajki to jedno ale ten czas spędzony z rodzicem, wspólne oglądanie, czytanie, uśmiechy – to jest właśnie ta magia, którą z sentymentem wspomina się po latach. Jak to działa? Urządzenie projekcyjne Prexer B-9 “Ania” służy do wyświetlania przeźroczy (diapozytywów) na ścianie lub na odpowiednim ekranie projekcyjnym. Rzutnik umożliwia prezentację w powiększeniu przezroczy oświetlonych światłem przechodzącym. Wykorzystując rzutnik tworzono całe diaporamy. Tak wyglądają klisze z bajkami. Wydawano zarówno kolorowe jak i czarno-białe, poniżej przykładowe bajki: “Przygody krasnoludków” “Złota studzienka” “Na hali” Miał on szerokie zastosowanie jako sprzęt dydaktyczny, zarówno w przedszkolach, w szkołach, na uczelniach jak i w prywatnych domach. Ze względu na coraz powszechniejsze użycie aparatów cyfrowych został wyparty przez projektory komputerowe, umożliwiające rzucanie na ścianę obrazów nieruchomych lub ruchomych bezpośrednio z aparatów cyfrowych, komputerów lub innych urządzeń (np. tabletów). Diaskopy przeszły do historii, jak powiedziałby Pawlak z Kargulem – to “przeżytek”. Ale ileż wspomnień się z nim wiąże dla pokolenia lat 70-tych, 80- tych czy 90-tych! To wielka frajda wyjąć taki sprzęt i pooglądać na nim bajki z własnymi dziećmi, teraz w XXI wieku. Sama lubię te momenty wieczorem, kiedy przed snem wyświetlamy dzieciom bajkę na ścianie :) Kto wydawał bajki na kliszach? Wielu było wydawców CENTRUM Spółdzielnia Rzemieślnicza BAJ kolor DONAU Trading CO Przedsiębiorstwo Polonijne Łowicz Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa ul. Wilcza 46 OGNIWO Rzemieślnicza Spółdzielnia POLFILM FOTO-PAM Studio filmowe SE-MA-FOR TECHNIKA Spółdzielnia Pracy ul. Struga 46 Łódź ul. Andrzeja Struga 46 OSTROŚĆ Wspólna Sprawa O ile się orientuję, to dziś nikt już bajek na rzutnik nie produkuje. Pozostała spuścizna minionych lat i zasoby kolekcjonerów oraz byłych użytkowników domowych diaskopów. “Ania” doskonale bowiem sprawdzała się u użytkowników indywidualnych, obraz wyświetlany nie był duży, ale na domowe potrzeby – “w sam raz”. Pudełeczka z bajeczkami przechowywało się przeważnie w pudle po butach albo małym kartonie. Gdy przychodziła zima, w długie wieczory siadaliśmy z tatą przy piecu a on zamieniał się w lektora i wyświetlał nam bajki. Czasami mama miała czas by z nami posiedzieć i posłuchać o Słoniu Trąbalskim albo Zagubionym Kotku. Dziś to ja jestem lektorem, to ja buduję napięcie czytając slajdy, ja rozśmieszam, ja zadaję pytania, proszę o wyszukanie szczegółów, staram się zaciekawić moje dzieci wyświetlając im statyczne obrazy z klisz. I o dziwo, ta magia sprzed 30 lat tak samo działa na następne pokolenie – wciąga, bawi, uczy i sprawia frajdę. Spotkałam się z negatywnymi opiniami, bo przecież już są telewizory, You tuby, tablety, konsole. No cóż, ja uważam, że warto pokazywać dzieciom takie “starocia”, obserwując swoje dzieci widzę, że to ciągle dobra zabawa. Jeżeli spodobał Ci się mój artykuł, to będzie mi bardzo miło jeśli go udostępnisz, skomentujesz, albo klikniesz lubię to na Facebooku lub na Instagramie. Zajmie Ci to chwilę, ale dla mnie będzie niezwykle motywującym znakiem, że moja praca została doceniona :)
Archiwum / Czy wiecie ile lat miał Papa Smerf, gdzie znajdowało się laboratorium Dextera, czym zajmowała się banda Drombo? Niezależnie od odpowiedzi – zapraszam na podróż po krainie kreskówek z dzieciństwa. Ogólnie przyjęte jest utyskiwanie na fatalny wpływ telewizji na dzieci, a i nam, jako harcerzom, bliska jest idea ściągania dzieciaków z wygodnej kanapy przed 50-calowym ekranem i wciągania na twardą kanadyjkę w dziesięcioosobowym NS-ie. Mimo wszystko większość z nas musi przyznać, że sporą część dzieciństwa spędziła przed kineskopową lampą. Spytałem wędrowników w różnym wieku o ich ulubione kreskówki z dzieciństwa. W większości przypadków w oczach moich rozmówców natychmiast pojawiał się błysk wspomnień, a mój ołówek nie nadążał z notowaniem długiej listy błyskawicznie wymienianych tytułów. Jak jednak wiadomo i telewizja, i gusta są zmienne w czasie, a że nasz pion wędrowniczy wiekowo rozciąga się szesnastu aż do dwudziestu pięciu lat, to dzieciństwo jednych jest dorastaniem drugich, a dzieciństwo innych – niemowlęctwem kolejnych. Nie dziwi więc, że lista spisanych przeze mnie tytułów różni się zależnie od wieku ankietowanego. Są jednak także i takie tytuły, które „łączą pokolenia” i były równie często wskazywane przez starszych i młodszych. Garść klasyki Ten rozdział otwiera opowieść o pewnej leśnej społeczności osobników o odcieniu skóry zbliżonym do koloru przysłowiowych migdałów. Mieszkają w wydrążonych grzybach i noszą białe rajtuzy z wycięciem na ogonek oraz białe czapki. Wiecie już? Tak, to właśnie Smerfy – dzieci belgijskiego rysownika Peyo, zekranizowane przez Amerykanów z wytwórni Hanna-Barbera i emitowane na antenie TVP z przerwami od 1987 roku do dzisiaj. Pierwotnie Smerfów w wiosce było dokładnie sto, przy czym – jak wiemy – każdy miał wyznaczoną charakterystyczną rolę (Osiłek, Łasuch, Śpioch itd.) Ich politycznym przywódcą był ubrany na czerwono 540-letni Papa Smerf. Moi rozmówcy pytani o ulubionego Smerfa często wskazywali gnębionego w wiosce za swoją przemądrzałość Ważniaka. Rozmówczynie natomiast utożsamiały się ze Smerfetką, przez długi czas jedyną przedstawicielką płci pięknej w wiosce (do czasu pojawienia się rudej Sasetki). Wspomnijmy jeszcze, że Smerfy smerfowały zawsze przesmerfnie po smerfowemu, a ich popularność została w latach 90. przekuta na serię trzynastu (!) kaset pt. Smerfne Hity (teksty Jacka Cygana do melodii przebojów disco np. To nasz Papa Smerf na melodię I’m a Barbie Girl zespołu Aqua AD 1998) Bez dwóch zdań najbardziej pamiętnym elementem bajki była piosenka z czołówki w brawurowym wykonaniu Andrzeja Zauchy: „Abrakadabra, to czary i magia…” Ciekawe, że inna leśna społeczność o mizernym wzroście, Disneyowskie Gumisie, nie była lubiana już tak powszechnie – choć nie można im odmówić popularności. Była to siódemka niedźwiedziopodobnych stworków, których imiona zawsze kończyły się na -i (Sami, Tami, Grafi itd.), a które mieszkały w wydrążonym drzewie. Wyróżniały się niezwykłą skocznością zawdzięczaną tajemniczemu sokowi z gumijagód. Przepis na sok był obiektem marzeń złego księcia Igthorna, który próbował go zdobyć, mając do pomocy armię ogrów, a przede wszystkim swego pomocnika, małego Toadiego, który nie tytułował go inaczej jak „księciuniu”. Bez dwóch zdań najbardziej pamiętnym elementem bajki była piosenka z czołówki w brawurowym wykonaniu Andrzeja Zauchy: „Abrakadabra, to czary i magia…” Rozpatrując bajkowych bohaterów coraz większych rozmiarów, dochodzimy do znanej i sympatycznej rodziny Muminków. Muminki to pierwotnie bohaterowie cyklu książek fińskiej autorki piszącej po szwedzku – Tove Jansson. Książki stały się podstawą kilku ekranizacji. Jedną z nich stworzyło (w technice lalkowej) polskie studio Se-Ma-For w latach siedemdziesiątych. Czytelnikom jednak pewnie bardziej znana jest rysunkowa wersja holendersko-japońsko-fińska (!) emitowana w latach 90. w TVP. Oprócz tytułowych bohaterów w Dolinie Muminków żyją też Mała Mi, Włóczykij, Ryjek, Panna Migotka, Paszczaki i wielu innych – jednak w dziecięcej pamięci najsilniej zapisała się przerażająca, mroźna i samotna Buka oraz tajemniczy Hatifnatowie, którzy podczas burzy świecą w ciemności. Skoro już padła nazwa łódzkiego studia Se-Ma-For, zatrzymajmy się na chwilę przy produkcjach rdzennie polskich. Wyżej wspomniana wytwórnia, specjalizująca się w produkcjach lalkowych, dała światu dwa seriale o dwóch różnych przedstawicielach gatunku niedźwiedzi, tj. o misiu Uszatku oraz misiu Coralgolu. Z rozmów, które przeprowadziłem, wynika, że miś, którego imię można było stosować jako gotowe ćwiczenie logopedyczne, nie był ulubieńcem dzieci. Sympatii nie można natomiast odmówić bohaterom pochodzącym z Bielska-Białej: psu Reksiowi z jego charakterystycznym stemplem z czołówki oraz Bolkowi i Lolkowi (a także niewymienionej w tytule Toli), którzy z racji wieku (kreskówka była tworzona w 1963 roku) są już dziś raczej poważnymi panami Bolesławem i Karolem, ale nadal trzymają się dobrze. Szeregu polskich klasycznych kreskówek dopełnia bardziej fabularne Porwanie Baltazara Gąbki (Carramba!) oraz stareńki Pomysłowy Dobromir (Eureka!). Polonia 1 i inne starocie Ci wędrownicy, którzy załapali się jeszcze na telewizję pierwszej połowy lat 90., z rozrzewnieniem wspominają niezwykle popularne japońskie kreskówki puszczane na nieco już zapomnianym kanale Polonia 1 w godzinach „poszkolnych”. Była to jedna z pierwszych komercyjnych stacji w Polsce (odbierająca głównie w większych miastach), finansowana przez kapitał włoski. Tłumaczyło to, czemu kreskówki o skądinąd oczywistym azjatyckim pochodzeniu emitowane były niemal zawsze z włoskim dubbingiem (na który nałożony było oczywiście jeszcze lektor polski). Dodajmy jeszcze, że te czasami dziwaczne seriale to w większości japońskie przeboje anime, ale z końca lat 70.! (Co widać, gdy dzisiaj przyjrzeć się stylistyce ubrań głównych bohaterów). Niemniej popularne były animacje Tygrysia Maska, Generał Daimos, Gigi, Yattaman, a także japońskie wersje anime Księgi Dżungli, Zorro i inne. Jedna z najbardziej pamiętanych produkcji to animowany serial o tematyce piłkarskiej i fabule prostej jak poprzeczka od bramki: Kapitan Hawk. Głównym bohaterem był kapitan drużyny FC Nankatsu, niepokonany Tsubasa, a elementem najbardziej widowiskowym – niesamowite bramkarskie parady Wakabayashiego lub Wakashimazu. Niemniej popularne były animacje Tygrysia Maska (o zamaskowanym zapaśniku, byłej sierocie), Generał Daimos (o walce Ziemian z wyglądającymi jak anioły mieszkańcami planety Baam z użyciem wielkich robotów), Gigi (o licealiście, który mimo mizernego wzrostu uprawiał koszykówkę i inne sporty, jednocześnie uganiając się za swą miłością, Anną), Yattaman (o duecie Yattaman, który we wnętrzu Yatta-Psa i innych równie dziwnych konstrukcji walczył ze złą bandą Drombo), a także japońskie wersje anime Księgi Dżungli, Zorro i inne. W podobnym czasie na Polsacie można było zobaczyć równie popularny serial animie Sailor Moon, czyli Czarodziejka z Księżyca, który wdzięcznie łączył typową problematykę trudnego życia dziewczynek w japońskiej szkole z zagadnieniem walki w obronie wszechświata. Telewizja publiczna, która – jak wiadomo – była i jest zobowiązana do pełnienia Misji, emitowała animacje o charakterze nieco bardziej edukacyjno-wychowawczym. Wśród pamiętnych tytułów wymienię trzy najbardziej „kultowe”: Było sobie życie… – animacja francuska o charakterze stricte edukacyjnym, która różne biologiczne procesy z wnętrza naszego organizmu potrafiła przekształcić w fabułę fascynującej bajki, Muzzy in Gondoland – kreskówka do nauki języka angielskiego, której bohaterem był zielony stwór Muzzy żywiący się zegarkami i lądujący kosmicznym statkiem w Gondolandzie rządzonym przez Króla i Królową, i wreszcie Tajemnicze Złote Miasta – francusko-japoński serial, w którym trójka bohaterów poszukiwała Złotego Miasta w Ameryce Łacińskiej, a każdy odcinek kończył się krótkim filmem dokumentalnym o kulturach Ameryki prekolumbijskiej. Cartoon Network i bohaterowie nowsi Kreskówki, które powstały dla tej stacji, wyróżniały się charakterystycznym stylem animacji, prostym i wyrazistym rysunkiem oraz ostrym humorem. W roku 1998 na polskim rynku telewizyjnym pojawiła się nowość w postaci pierwszego kanału w całości skierowanego do dzieci. Był to amerykański Cartoon Network (związany z wytwórnią Hanna-Barbera), który z kolei zostawił wiele wspomnień w głowach wędrowników chodzących obecnie do liceum. Kreskówki, które powstały dla tej stacji, wyróżniały się charakterystycznym, nowym stylem animacji, prostym i wyrazistym rysunkiem oraz dość ostrym humorem, miejscami ocierającym się o pure-nonsens, paradoks lub grę z konwencją tradycyjnych animacji. Jednym z pierwszych takich seriali były Dwa głupie psy (Two Stupid Dogs), którego autorzy, Genndy Tartakovsky i Craig McCracken, stali się potem ojcami chrzestnymi dwóch dużo bardziej znanych animacji – odpowiednio Atomówek (The Powerpuff Girls) oraz Laboratorium Dextera (Dexter’s Laboratory). Pierwsza z nich opowiada historię trzech superbohaterek, Bójki, Bajki i Brawurki, które powstały, gdy Profesor Atomus, tworząc idealne dziewczynki „z cukru, słodkości i innych śliczności” nieopatrznie dopuścił, by do mikstury dostał się związek X. Druga opowiada historię nadzwyczaj zdolnego 10-letniego naukowca Dextera, który pod swoim domem ukrywa przed rodziną niesamowite laboratorium. Choć potrafi uporać się z każdym problemem technicznym, nie potrafi opanować energii własnej siostry, głośnej jedenastolatki Dee-Dee. O ile Dexter stawiał na mózg, to jego całkowitym przeciwieństwem był bohater kolejnej kultowej animacji: Johnny Bravo – wiecznie nażelowany umięśniony narcyz, noszący czarne okulary i takiż t-shirt, nigdy niezrażający się niepowodzeniami swoich miłosnych podbojów. Nieco inny jeszcze styl prezentowały kreskówki Jam Łasica (I. M. Weasel) oraz Krowa i Kurczak (Cow and Chicken), pierwsza o duecie bardzo inteligentnej łasicy i bardzo nierozgarniętego pawiana, druga o rodzeństwie (!) Krowy i Kurczaka. Bohaterowie obydwu tych absurdalnych animacji spotykają się z Czerwonym, tajemniczą postacią podobną do diabła, o którym z całą pewnością wiadomo tylko to, że „nie nosi gatek”. Na zakończenie Pod fragmentami starych bajek na YouTube często można przeczytać „to były czasy!”, „wtedy to były kreskówki, nie to co teraz”, „kultowe”, „najlepsze” itd. Komentarze te nie zmieniają się – niezależnie, czy pisane są pod Pomysłowym Dobromirem, Tygrysią Maską czy Atomówkami. Jak to wyjaśnić? Po prostu kreskówki z danej epoki są niezawodnym wehikułem czasu dla tych, których dzieciństwo przypadło na czas ich emisji. A któż z nas nie chciałby mieć znowu 10 lat?
List Activity Views: 67,811 | in last week 303
bajki z lat 70 tych